Karać czy nie karać? Oto jest pytanie.
Jako rodzice często „wymierzamy sprawiedliwość”. Chcemy pokazywać tym samym, co jest dobre a co złe – co akceptowalne a co nie. Obawiamy się, że brak kary równa się „bezstresowemu wychowaniu” rozumianemu jako rozpieszczanie z brakiem jakichkolwiek granic. Kara jest powszechnie rozumiana jako nauczka za nieodpowiednie zachowanie dziecka; ma zmienić zachowanie na lepsze. Czy tak to działa?
W słowach psycholożki Barbary Arskiej-Karyłowskiej kryje się więc odpowiedź na postawione przeze mnie pytanie. W wypowiedzi pojawia się też mocne słowo – tresura. Czym zatem grozi nadmierne używanie kar? Poniżej 10 punktów w których postaram się przybliżyć konsekwencje nadmiernego karania dzieci.
- Zachwianie relacji – kara burzy naszą relację z dzieckiem, ponieważ dziecko staje się niechętne wobec karzącego i współpracy z nim. Nie ma miejsca na szczerość w sytuacji złamania jakieś zasady, uczynienia czegoś zakazanego, ponieważ dziecko obawia się kary. Dziecko boi się tego, że nikt nie stanie po jego stronie; nikt nie pospieszy z pomocą.
- Złość daje w kość – kara wzbudza złość, bunt (nawet gdy dziecko nie uzewnętrznia tych emocji), bo dziecko rozumie karę jako czynienie na złość. Złość dotyka również osobę wymierzającą karę – karanie jest efektem zezłoszczenia się. Warto zaznajomić się z innymi sposobami regulacji emocji.
- Pinokio i jego nos – w znanej bajce nos Pinokia stawał się z każdym kłamstwem dłuższy. Dłuższy rodzi się także dystans na linii dziecko-rodzice, gdy dziecko zaczyna kłamać, a karanie sprzyja kłamstwu. Dzieci są inteligentne – skoro pewne zachowania wiążą się z karą, to prędzej znajdą sposób, aby je ukryć niż z nich zrezygnować.
- Kara niszczy wzrok i słuch – nadmiernie karzący stają się ślepi i głusi na emocje dziecka. Często nie dostrzega się cierpienia i wzywania pomocy – płaczącego noworodka bierzemy w ramiona, tulimy, nie krzyczymy (wręcz cicho szepczemy, śpiewamy). Tak jak w reklamie specyfiku na kolkę, zastanawiamy się, co mu dolega: „może głodne”, „może ma mokro”, „może boli je brzuszek”. Trudno jednak o takie badawcze podejście w stosunku do starszych dzieci, ponieważ uwaga rodziców kierowana jest na irytujące zachowanie dziecka, a nie ewentualną pomoc w poradzeniu sobie z trudnymi emocjami. Zamiast zagłębić się w przyczynę niedozwolonego zachowania, mechanicznie przyznają karę. Dziecko musi nauczyć się „ujarzmiać” swoje emocje – nazywać je, pracować nad nimi. Dobrym wstępem są rozmowy z bliską osobą i czuły z nią kontakt. Kara zamyka furtkę do takiej nauki i sprawia, że więzy się poluźniają. Dziecko znów szuka okazji do zwrócenia na siebie uwagi (często właśnie przez złe zachowanie), rodzice obdarzają uwagą poprzez reprymendę i koło toczy się dalej…
- Mount Everest możliwości dziecka – kara może także zaburzyć rozwój dziecka, jeśli o tym rozwoju ma się nikłe pojęcie. Nie należy wymagać od dziecka zachowań, które są ponad jego możliwości. Nie będziemy karać dwulatka za to, że nie potrafi spokojnie wyczekać godziny w kolejce w przychodni – wiadomo, że jego możliwości sięgają zaledwie kilku minut spokojnego siedzenia. Trzeba zatem zaznajomić się z charakterystyką okresów rozwoju dziecka.
- Wygrywa trzymający władzę – dziecko jest perfekcyjnym obserwatorem, a dostrzeżone zjawiska wciela w swoje życie i relacje z kolegami, rodzeństwem. Zamiast szukać nici porozumienia, chce wywalczyć władzę. Dziecku trzeba pokazać, że nie władza jest celem, a odnalezienie takiego zachowania, które zastąpi to niepożądane.
- Zakazany owoc smakuje lepiej – zakazane rzeczy kuszą jak nieodkryty ląd. Kara działa tylko na zachowanie, nie działa na zmianę postawy. Za pomocą kary można spowodować, że ktoś nie będzie czegoś robić. Ale nie można zmienić tego, jak dziecko myśli o danym zachowaniu. Czasem kara zmienia postawę na przeciwną do oczekiwanej. Rzeczy za które ludzie są karani, stają się dla nich bardziej atrakcyjne.
- Kara jak narkotyk – stosowanie kar może uzależniać. Wymierzenie kary pozwala karzącemu zrzucić nadmiar złości; wyładować się na słabszym. Taki agresywny „reset” przynosi lepsze samopoczucie w postaci ulgi. Sytuacja jest dramatyczna jeśli wcześniejsze kary nie odnoszą rezultatu i dochodzi do natężenia agresji w stosowanych karach. Należy też dodać, że dzieci kopiują takie zachowania w koleżeńskich relacjach i będą w przyszłości wykazywać skłonność do poniżania innych.
- Niedostępna przystań – często w sytuacji złego zachowania, dziecko ma świadomość, ze zrobiło źle. Potrzebuje pomocy przychylnej mu pomocy, która okaże zrozumienie, a nie takiej, która tylko karci i nie zauważa jego emocji.
- Falowanie i spadanie – brak konsekwencji w stosowaniu kar. Wystarczy np. zmiana środowiska, w którym się jest i już nasza rodzicielska reakcja staje się odmienna od tej „domowej”. Taka sprzeczność daje dzieciom sygnał, że na pewne zachowania rodzice przystaną jeśli zostaną spełnione określone warunki – dzieci w mig to zrozumieją.
Aby uniknąć „zaklętego kręgu karania” proponuje się (w środowisku pedagogów) tylko pozytywne wzmocnienia bez kar. Nie ma być to jednak wychowanie bestresowe, gdyż nie da się uniknąć stresu, który także wnosi wiele do naszego doświadczenia i wymaga od nas wysiłku do zniwelowania go. Bezstresowo wychowywane dzieci uważają, że dorośli muszą spełnić każde ich życzenie – to tu rodzi się początek kłopotów wychowawczych.
Podsumowując krótko, warto po raz kolejny zejść do poziomu dziecka i zobaczyć świat jego oczyma. Zrezygnowanie z kar wpłynie na głębszą relację i sprawi, że o tych 10 punktach można będzie tylko wspominać – nie będą naszym udziałem, a kłopotów wychowawczych przynajmniej 10 razy mniej.
mgr Joanna Ulfik-Wandzich
